środa, 24 października 2018

SURPRISE!, czyli obiecanki nie cacanki :D

Witam :D

Mam dla Was niespodziankę (tak jak obiecałam) :D Wrzucę tutaj... swój tekst :P tak, swoje piękne, cudownie napisane wypociny (wcale nie są cudowne xD) I będę Was prosiła o szczerą ocenę (nie strońcie od krytyki) :))

Na początku miałam niemałą rozkmine - co by tu Wam pokazać :3 wybrałam tekst, który jest o... a właściwie to sami sobie poczytajcie (jeżeli macie ochotę :P)



MÓJ LIST

To przekleństwo. Ta wyspa. Ta samotność. Wszystko. Jestem tu sam od 3 lat. Od kiedy JL… Ale nie po to piszę ten list. Chcę, żeby ktoś mnie znalazł. Tutaj, na tej przeklętej wyspie. Nikogo tu ze mną nie ma, oprócz szumu fal. Czuję, że zaraz oszaleję, nie mogę się pozbyć z głowy myśli o samobójstwie. Jest ze mną coraz gorzej.
Moje poprzednie życie – po prostu go nie ma. Zniknęło. Moja praca, moi znajomi… Gdzie jest to wszystko? Pracy nie jest mi w sumie szkoda. Najbardziej brakuje tu drugiego człowieka. Jakiegokolwiek kontaktu z inną osobą. Jeszcze chwila i zacznę gadać do siebie albo jakiejś gumowej piłki.
Jeśli to przeczytałeś, błagam, uratuj mnie.
Jestem na wschód od gwiazdozbioru Lwa.
Błagam, uratuj mnie…
Rozbitek T.

TERAZ

Bolała mnie głowa. Po kolejnym wstrząsie tektonicznym na mojej wyspie, czułem się wyjątkowo źle. Poleciała mi krew z nosa. Jednak wiedziałem, że nie mogę zostać w szałasie i ubolewać nad sobą. Zapewne woda wyrzuciła na brzeg kolejne skarby, których po pierwszym odpływie mogłoby już nie być. Ostatnio znalazłem piękny talerz zdobiony złotem oraz paczkę ryżu. Dzięki temu zjadłem sobie gotowany ryż na kolację. To był dobry wstrząs.
Wędrowałem brzegiem morza z nogami po kostki w wodzie – szukałem skarbów. Z oddali zobaczyłem coś błyszczącego. Była to szczelnie zamknięta metalowa puszka. Rozejrzałem się jeszcze ostatni raz przed powrotem do szałasu. I wtedy zobaczyłem. Oczy mi prawie wyszły z orbit, puszka wypadła z rąk w piach. Na plaży leżała nieprzytomna dziewczyna. To był dopiero wstrząs!

3 LATA TEMU

Moje stopy były mokre. Może dlatego, że miałem je całe zanurzone w wodzie. Przerażony otworzyłem oczy i osłupiałem. Leżałem na plaży! Rozejrzałem się. Dookoła woda, piasek i palmy. Czy to jakieś wakacje? Sądząc po tym, że miałem na sobie piżamę w kolorowe kółka, chyba raczej nie. To nie był mój wyjściowy ubiór. A więc co ja tu robię? Jeszcze wczoraj zasypiałem w swoim łóżku, które stało w małej kawalerce na przedmieściach Warszawy.
Właśnie, wczoraj. To był bardzo stresujący dzień. Koniec miesiąca, dopinanie pasa. Nie dałem rady dokończyć raportu – prezes był wściekły. Pamiętam, że zestresowany wróciłem do domu i moim jedynym marzeniem było położyć się spać.
Te głupie rozmyślania przerwało mi uczucie zimna, gdy wędrując brzegiem morza, woda obmyła mi stopy. Co się tu dzieje? Co ja tu robię? Czy to jakieś kolejne nudne TV Show?
Nagle wszystko zaczęło się trząść. Z impetem upadłem w piach. W głowie mi huczało, byłem przerażony. Leżałem tak, zwinięty w kłębek, przez dobre pięć minut. Potem wszystko się skończyło, nastała głucha cisza. Słyszałem tylko szum fal i skrzek mewy. Rozejrzałem się – wszystko było tak jak wcześniej, nic się nie zmieniło. Może to wszystko działo się tylko w mojej głowie?
A jednak coś się zmieniło. U moich stóp pływał jakiś kawałek materiału. Mógłbym przysiąc, że wcześniej tu tego nie było. Podniosłem go. Okazało się, że to mokre, wojskowe spodnie w stylu moro. Pomyślałem, że lepsze to niż spodnie od starej piżamy. Powiesiłem je na wystającym konarze.
Spojrzałem tęsknie w stronę morza. Czy ktoś mnie tu znajdzie? I nagle mnie olśniło – przecież ktoś mógł już tu być! Uśmiechnąłem się, założyłem jeszcze lekko wilgotne spodnie i ruszyłem w głąb wyspy.

TERAZ

Była piękna. Wyglądała jak księżniczka z bajki Disney’a. Piękne, lśniące, kasztanowe włosy. Pełne usta i zgrabny nosek. Po prostu ideał!
Gdy tylko ją zobaczyłem, podbiegłem i próbowałem ocucić. Na szczęście oddychała – po prostu była nieprzytomna. Odetchnąłem z ulgą. Żyła. Byłem zszokowany widząc drugiego człowieka pierwszy raz od trzech lat. Czyli od kiedy poznałem tu JL. To było tak dawno, ale pamiętam to jak dziś.

3 LATA TEMU

Te robactwo było nieznośne! Fruwało nade mną jakby tylko czekało na to, aż tu padnę trupem – wtedy mogłoby mnie w końcu zjeść. Ale jak na razie dzielnie z nim walczyłem, wymachując dookoła długim patykiem. Przyznam, że nieźle się przy tym zmęczyłem. Uznałem, że to dobry moment na odpoczynek, więc usiadłem pod jakimś rozłożystym drzewem – był to istny gigant. Oparłem głowę o jego pień i, czując nagłe znużenie, zamknąłem oczy.
Pod powiekami zatańczyły mi kolory. Było ich mnóstwo. Niebieski przeplatał się z różowym, a czerwony z zielonym. Mieszały się ze sobą i rozdzielały. I nagle zaczęło lecieć „Don’t Stop Me Now” zespołu Queen. Kolory przyspieszyły wibrując w rytm muzyki. Uwielbiałem ten kawałek. „So don’t stop me now don’t stop me now ‘cause I’m having a good time having a good time”! W pewnym momencie poczułem, że ja także wibruję w rytm tej piosenki. Całym swoim ciałem!
Otworzyłem oczy i z przerażeniem odkryłem, że cały drżę. Nie mogłem tego powstrzymać. Cały las, wszystko dookoła się trzęsło. I nagle przed oczami pojawiła mi się zrośnięta głowa jakiegoś dziadka – ona również drgała. Coś do mnie mówił. Niestety, nic nie mogłem zrozumieć. Dziadek nagle złapał mnie za rękę i wbił w nią jakiś gruby kolec. Zawyłem z bólu, miałem wrażenie, że zaraz się posikam. Jednak chwilę później te uczucie minęło – poczułem ulgę. Świat się uspokoił, widziałem już wszystko normalnie.
- Co za uparty Germański Kąsek! – zachrypiał starszy mężczyzna. – Zazwyczaj nie są tak agresywne. No, chyba, że się je porządnie zdenerwuje.
Spojrzał na mnie karcącym wzrokiem jak na nieposłusznego wnuczka. Cmoknął ustami.
- Jestem Jelly. – staruszek uśmiechnął się tajemniczo. – Jak ty się zwiesz, chłopcze?
Zmrużyłem podejrzliwie oczy. Ten dziadzio coś kombinował. Jakoś ciężko było mi uwierzyć w jego bezinteresowne zachowanie, a wygląd zapuszczonego Świętego Mikołaja na pewno mu nie pomagał.
Dziadzio cmoknął.
- Coś ty taki tajemniczy, co? – spojrzał na mnie spod swoich krzaczastych brwi. – Dla mnie to ty możesz być i Miś Gogo.
- Nazywam się Tomasz. – spojrzałem mu odważnie w twarz. – Kim ty w ogóle jesteś?
- Jestem właścicielem tej wyspy. – cmoknął zadowolony z siebie staruszek.


Taa to na razie tyle :) jeżeli się Wam spodoba może kiedyś wrzucę tu ciąg dalszy :D bardzo proszę o jakąś opinię, komentarz, cokolwiek :DDD

za razie tyle, buziaczki <333


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz